
Już trochę się przyzwyczaiłem do niesamowitych zwrotów akcji, zaskoczeń i przechodzenia między światami z jednym i z dwoma księżycami. Ostatni tom trylogii Murakamiego zacząłem czytać z niejakim trudem. Później jednak obudziły się we mnie te emocje. Mniej więcej od połowy książkę czytałem z czerwonymi uszami, niecierpliwie i z wielką ciekawością odwracając kolejne kartki. Będzie mi brakować Tengo, Fukaeri i Aomame, których losy dziwnie się w powieści splatały.W tym tomie wszystko się wyjaśnia i nic się nie wyjaśnia zarazem - autor pozostawia (świadomie bądź nie) z uczuciem zaciekawienia i niedosytu.Gdyby chciał więc kiedyś dopisać kolejne części- z pewnością po nie sięgnę.
Polubownie napiszę - być może, jest to Autorowi dzisiejszej notki wiadome - że w 2006 roku Murakami dostał Nagrodę (imienia) Franza Kafki, którą w 2020 roku uhonorowano Havla.
OdpowiedzUsuńnie wiedziałem - jak wszystko się ładnie zazębia... całkiem jak w tych powieściach ;)
UsuńW 2010 :D.
OdpowiedzUsuń