piątek, 6 czerwca 2014

Eli, Eli

Wojciech Tochman


Książka wstrząsająca. W pewnym momencie człowiek zacząłem mieć takie poczucie wstydu, czując się niejako jak bohaterowie jednego z reportaży - fotografowie biedy, przyjeżdżający na Filipiny z czystej ludzkiej ciekawości, uczestnicząc w wycieczkach do dzielnic biedy, fotografując tą swoistą egzotykę, potem publikując swoje ciekawostki na blogach, fejsbukach i innych takich. Bo właściwie po co sięgnąłem po tą książkę, jak nie z czystej ludzkiej ciekawości? A z drugiej strony - zastanawiałem się -po co pojechał Tochman z Wełnickim (fotograf) do tych filipińskich slumsów, jak nie zrobić dokładnie to samo, co te hordy zachodnich turystów? -wynalazł sobie kobietę z purchlami i ją prezentuje światu... patrzcie : dziwoląg! te dzieci mieszkające na cmentarzach, ten świat młodocianych prostytutek, czy te reportaże nie korespondują z niesławnym "ludzkim zoo" krytykowanym przez Tochmana?  Niemal wszystko jest smutne, mroczne, beznadziejne i szczerze mówiąc wzbudzało moją irytację -bo co zrobisz wobec tego ogromu biedy, okrucieństwa,  zła, choroby? nic nie zrobisz... możesz sobie poczytać i pooglądać... I dopiero na końcu, na ostatniej stronie jakieś dobre wieści: dzięki tej reporterskiej wyprawie Josephine (kobieta z purchlami) ma nowy, solidny dach nad głową, dwoje małych wychudzonych dzieci dostało niewielki domek, opiekę lekarską i ma opłacone półroczne wyżywienie -uff! znaczy, że było warto.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz