niedziela, 26 stycznia 2014

Oczy czarne, oczy niebieskie

Maria Wiernikowska

Do narracji trzeba się przyzwyczaić, a gdy już to nastąpi czyta się - jak to mówią - "z czerwonymi uszami". To tak jakbyśmy przyglądali się gonitwie myśli autorki, która zostawiając wszystko rusza na szlak Camino de Santiago zaskakując cały świat i chyba samą siebie również. I - jak to na szklaku - autorka niejako rozlicza się z życiem, a jest się z czym rozliczać, bowiem pani Maria , jako reporterka wojenna przeżyła i widziała dużo -za dużo. Opisy pielgrzymiego wędrowania przeplatają się ze wspomnieniami z wypraw reporterskich, wydarzeń z życia, zawiedzionych miłości... widać -że tak powiem - ślady w psychice (rany?), znać tez potrzeby autorki, pragnienia - miłości, bliskości, mężczyzny, domu... chyba stabilizacji?  - bardzo się otwiera, nie wiem czy nie za bardzo. Dziwny człowiek - ta pani Maria - ciekawy i nietuzinkowy ... i wpisy dziwne - trochę nerwowe - to nie jest spokojna relacja z pielgrzymiego wędrowania... mnóstwo emocji... poza tym: iść do Santiago i nawet nie wejść do katedry? Nie wierzę, że to wszystko było było po nic i bez sensu (jak można wnioskować z wpisów pod koniec książki) - mam nadzieję, że Droga to jakiś nowy początek dla autorki, która - w myśl zalecenia Tłuściutkiego Benedyktyna spotkanego na Drodze - przypominała sobie "kim była, a kim już nie jest".Bardzo ciekawe zdjęcia robione zabawkowym aparatem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz