Dawno mi się tak dobrze nie czytało! Pana Tomasza Jastruna kojarzę z kiku psychologizujących felietonów w Zwierciadle, które gdzieś tam kiedyś przeczytałem, niemniej nie mogę powiedzieć, że "znam"... raczej tylko "kojarzę". Wiem, że ma w swoim życiu piękną kartę opozycyjną, kartę depresyjną i że jest poetą - dzieckiem dwojga poetów. Nie znam jego poezji ani wcześniejszych felietonów pisanych dla paryskiej Kultury - a szkoda - kiedyś chętnie poznam. Postać malarza Franciszka to - można przypuszczać - alter ego autora- pięćdziesiąt sześć lat i trudny moment życia - pijąca żona, kariera zawodowa w zawieszeniu (nie nadąża za trendami), dużo wspomnień (również tych kombatancko-opozycyjnych) i brak jasnych widoków na przyszłość, do tego idzie starość i w ogóle wszystko jest do dupy. Bohater jest w ewidentym kryzysie, jak i cały świat, w którym żyje. Ale mamy ten kryzys podany w omaście z fajnego, z lekka ironicznego humoru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz