Rzecz, którą trzeba znać. Choć dziś czyta się to dosyć trudno ze względu na to, że utwór ma formę pamiętnika szlacheckiego, ale warto sobie tego trudu zadać. Zwłaszcza teraz - kiedy w życiu publicznym Polska i Polacy odmieniani są każdego dnia i przez wszystkie przypadki, a przedstawiany ideał nieco odbiega od rzeczywistości . Bo Transatlantyk to rzecz o Polsce i Polakach właśnie, a właściwie rozprawa z polskością idealizowaną, nabzdyczoną, pyszną. Dobrze jest też przed przeczytaniem przypomnieć sobie Mickiewicza, bo do niego autor nawiązuje: Transatlantyk postrzegany jest jako anty- Dziady i anty-Pan Tadeusz. Swego czasu powieść traktowana jako rzecz bluźniercza i obrazoburcza, dziś raczej bardzo prawdziwa, bo w mocno zarysowanych postaciach opisanego w powieści środowiska Polaków w Argentynie nietrudno zobaczyć wielu żyjących tu i teraz.
środa, 25 kwietnia 2018
środa, 11 kwietnia 2018
Blog
Jacek Bocheński
Na książkę trafiłem przypadkiem będąc na targach książki w Krakowie. Jako "starego blogera" zainteresował tytuł. Przy okazji spotkałem samego autora: siedział obok Adama Michnika i obaj wpisywali autografy i dedykacje- mam więc egzemplarz z autografem. Bocheńskiego bliżej nie znałem, bo i obszar antyku nie leży w swerze moich zainteresowań, niemniej ciekaw byłem co starszy pisarz (1926) z kartą opozcyjną ma do powiedzenia dzisiaj na swoim blogu (książka jest przedrukiem bloga publikowanego na blox.pl). Cóż powiedzieć? - nie kazdy blog nadaje się na książkę - to jest inny rodzaj twórczosci, to nawet trudno nazwać dziennikiem. Jak sam autor widzi we wstępie: "pisać blog to znaczy pisać cokolwiek o czymkolwiek. Bez planu, formy i konstrukcji. Bo głównie znaczy to istnieć, nie tle nawet pisać, ile potwierdzac swoje ego:ja jestem". Pisze też: "mógłbym jednak przyjąć, że to świątynia wyznań". I to co Bocheński pisze, to pochodna tych dwóch poglądów: jest więc o osiedlu, o twórczości, o problemach wydawniczych, o antyku, o ptaszkach, o kwiatkach na balkonie, o udzielaniu wywiadów, jest trochę wspomnień - takie tam... LC 4/10
sobota, 7 kwietnia 2018
Wyszedł z siebie i nie wrócił
Tomasz Jastrun
Dawno mi się tak dobrze nie czytało! Pana Tomasza Jastruna kojarzę z kiku psychologizujących felietonów w Zwierciadle, które gdzieś tam kiedyś przeczytałem, niemniej nie mogę powiedzieć, że "znam"... raczej tylko "kojarzę". Wiem, że ma w swoim życiu piękną kartę opozycyjną, kartę depresyjną i że jest poetą - dzieckiem dwojga poetów. Nie znam jego poezji ani wcześniejszych felietonów pisanych dla paryskiej Kultury - a szkoda - kiedyś chętnie poznam. Postać malarza Franciszka to - można przypuszczać - alter ego autora- pięćdziesiąt sześć lat i trudny moment życia - pijąca żona, kariera zawodowa w zawieszeniu (nie nadąża za trendami), dużo wspomnień (również tych kombatancko-opozycyjnych) i brak jasnych widoków na przyszłość, do tego idzie starość i w ogóle wszystko jest do dupy. Bohater jest w ewidentym kryzysie, jak i cały świat, w którym żyje. Ale mamy ten kryzys podany w omaście z fajnego, z lekka ironicznego humoru.
Subskrybuj:
Posty (Atom)